Niedawno wspominałam, że odwiedziłam w Cambridge sklep Lush TUTAJ.
Jednym z produktów, który kupiłam była maseczka do twarzy Oatifix. Wybór maseczek był bardzo duży i przyznam, że trudno mi było się zdecydować. Stojąc przed takim wyborem chciałoby się mieć je wszystkie w swojej łazience...
Zaintrygował mnie jej zapach. Początkowo nie mogłam dokładnie sprecyzować do jakiego zapachu mogę go porównać, po kilku godzinach stwierdziłam, że przypomina mi nic innego jak masę na ciasto z makiem. Tak wiem może wydać się to dziwne ale uwieźcie mi zapach jest identyczny. W sumie to dziwne bo maseczka nie zawiera w składzie maku...
Jej głównymi składnikami są: banany, owies, migdały i miód. Banany wygładzają i nawilżają cerę, owies działa przeciwzapalnie i łagodząco, migdały peelingują cerę oraz miód, którego głównym zadaniem jest działanie antybakteryjne.
Jak wspominałam już we wcześniejszym poście, kosmetyki Lush produkowane są z naturalnych składników i ich okres ważności jest bardzo krótki. W przypadku tej maseczki to jedynie cztery tygodnie od daty produkcji. Kolejnym bardzo ważnym aspektem tego kosmetyku jest obowiązek trzymania go w lodówce.
Ostro przestrzegałam tych zaleceń.
Maseczkę należy nałożyć na oczyszczoną cerę na 5 do 10 minut, następnie zmyć ciepłą wodą. Nic nadzwyczajnego, podobnie postępujemy w przypadku wszystkich innych maseczek do twarzy...
Problem pojawił się podczas jej aplikacji. Maseczka osypuje się i najlepiej robić to nad umywalką. Przez cały okres trzymania jej na twarzy trzeba uważać, bo ona kompletnie nie zastyga, a więc problem osypywania towarzyszy nie tylko w trakcie jej nakładania na twarz.
Głównym tego powodem mogą być duże kawałki składników, co zresztą można zauważyć na umieszczonych zdjęciach.
Skóra zaraz po zastosowaniu maseczki Oatifix była napięta i miła w dotyki. Nie uczuliła mnie i nie wystąpiły żadne inne skutki uboczne podczas jej stosowania. Uważam, że można ją samemu zrobić w domu. Wystarczy jedynie użyć podstawowe składniki i blender.
Z całą pewnością mogę stwierdzić, że maseczka Oatifix jest dobrym kosmetykiem pielęgnacyjnym. Jestem bardzo ciekawa innych maseczek Lush. Może kiedyś uda mi się wypróbować większość z nich...
Bardzo fajny skład jest tej maseczki :). Jestem ciekawa co mają w ofercie do cery mieszanej.
OdpowiedzUsuńCiekawa, ale chyba wybiorę glinki:)
OdpowiedzUsuńWygląda bardzo ciekawie, skład również jest przyjemny :) Chętnie bym ją wypróbowała :)
OdpowiedzUsuńnominowałam Cię do Liebster Blog Award!
OdpowiedzUsuńhttp://the-fit-princess.blogspot.com/2014/06/liebster-blog-award.html zapraszam :)
Wygląda interesująco, chętnie ją wypróbuję :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe, szczerze mówiąc czytając recenzję cały czas myślałam o tym, żeby samej sobie zrobić taką maseczkę :) Lush to gotowy zbiór przepisów :)
OdpowiedzUsuńTeż mi to przeszło przez głowę...
UsuńŚwietnie wygląda ta maseczka :)
OdpowiedzUsuńostatnio oglądałam ją w lushu - pan który o niej opowiadał polecał nabrać odrobinę i rozrobić w zagłebieniu dłoni z wodą i dopiero nakładać taką lużniejszą wersję na twarz :)) u mnie już ostatnie dni urodzinowego Konkursu, byłoby mi miło gdybyś zajrzała :)) mybeautyjoy.blogspot.co.uk/2014/05/urodzinki-konkurs-rozdanie.html Serdecznie zapraszam :))
OdpowiedzUsuńPierwszy raz widzę, ale wydaje się świetna i strasznie ciekawie wygląda jej konsystencja :)
OdpowiedzUsuńbardzo lubie LUSH ale, nie wiedzialam, ze maseczki trzeba zluzyc w 4 tygodnie..
OdpowiedzUsuń